Mistress Vanity, potteromaniaczka

 Celem tej podstrony jest przybliżenie wszystkim moim gościom, z jakiego rodzaju autorką mają do czynienia. Moi stali Czytelnicy mniej więcej już mnie znają, jednak jako że wciąż ewoluuję jako osoba i jako pisarka, pewne rzeczy mogły się na przestrzeni lat zmienić.

Co warto wiedzieć?
Jestem Ślizgonką, i jestem z tego dumna. Pottermore tak twierdzi (test robiłam dwukrotnie i wyszło to samo), ale i ja tak czuję. Zawsze najbardziej lubiłam pisać o wychowankach Slytherinu i dziedzicach Slytherina, nawet tych nieprawdziwych. Łatwo to zaobserwować w tym opowiadaniu. Mam też ślizgońskie cechy, i zdecydowanie najszybciej odnalazłabym się w tym domu. Moje nazwisko nosiło kilka historycznych postaci o nie zawsze chlubnej reputacji, także wiem, co to znaczy, gdy klasa się na ciebie gapi tylko dlatego, że na historii padło twoje nazwisko w niezbyt przyjemnym kontekście - a tak zapewne czują się wszyscy Ślizgoni spokrewnieni ze śmierciożercami.

Jestem kanoniczną purystką - i tu poświęcę chwilę na wyjaśnienie, co przez to rozumiem. Pierwsze siedem książek uważam za niezaprzeczalny kanon (wykluczając epilog), co nie zmienia faktu, że kocham doszukiwać się w nim drugiego dna (mój post na tumblrze argumentujący, dlaczego uważam, że Ginny poi Harry'ego eliksirem miłosnym co rusz ma nowe polubienia i udostępnienia, choć jest relatywnie stary). Filmy... cóż, uważam je bardziej za wariację na temat, niż część kanonu - moim ulubionym jest pierwszy, i tak pozostanie, bo najmniej go zniszczono. Staram się wyrozumiale traktować osoby, które znają tylko filmy i wydają opinie na temat Jamesa Pottera i Severusa Snape'a. Moim zdaniem nie znają prawdziwych Jamesa i Severusa, ale znają jakieś ich wersje, więc staram się po prostu nie angażować w dyskusje z takimi osobami, żeby się nie irytować. Opinię może mieć każdy, nawet jeśli nie zna wszystkich faktów. Ja też mam swoją - i raczej nikt mnie już nie przekona do jej zmiany, chyba, że JKR ujawni nieznane dotąd okoliczności obciążające bądź łagodzące, w co wątpię. Ona też ma ulubieńców.
Książeczki dodatkowe to oczywiście według mnie kanon, i są nim także teksty z Pottermore autorstwa Jo. Zdecydowanie unikam za to stronniczych artykułów z tejże strony hołubiących postacie typu Matka Weasley, Drops i Snape. Poziom uwielbienia dla nich w kanonie i (w przypadku Snape'a) w fandomie jest wystarczająco mdlący, nie potrzebuję się doprawiać, a żołądek mam raczej słaby.
Przeklęte Dziecko jest takie, jak wskazuje na to tytuł. Przeklęte. Nie lubię o nim rozmawiać, nie lubię o nim czytać, nienawidzę tego, co zrobiono z postaciami. To rażący przykład zdeptania kanonu bez logicznego wyjaśnienia. Kiedyś chciałam napisać miniaturkę, by rozprawić się z Delfi, ale musiałabym przeczytać scenariusz, a nie zrobię tego nawet za miejsce siedzące obok Edwarda Johna Davida Redmayne'a na premierze ostatniej części Fantastycznych Zwierząt.
FZ to mistrzostwo, czysty kanon, i będę ich bronić po wsze czasy. Pewnie się komuś teraz narażę, ale najlepszym jak dotąd filmem potterycznym są Zbrodnie Grindelwalda - mogłabym mówić o nim długo i kwieciście, ale napiszę tylko dwa słowa: Leta Lestrange. Ta dziewczyna zmieniła wszystko, i chwała Joanne za stworzenie jej. Jeśli o mnie chodzi, każda nieścisłość w tym i poprzednim filmie to jak powrót do dawnych czasów. Miesiące teorii, spekulacji, wątpliwości i niecierpliwości: co dalej? Przecież zawsze podświadomie wiedzieliśmy, że Harry pokona Voldemorta, nie wiedzieliśmy tylko, jakim kosztem - i to samo mamy teraz. FZ to szansa na rozbudowanie świata, który kiedyś ograniczał się do szkoły magii, a co innego staramy się od lat uzyskać tworząc fanfiki?
Ostatnio powróciłam do Hogwartu za sprawą gry Harry Potter: Hogwarts Mystery i muszę powiedzieć, że bardzo mi odpowiada wcielenie się w rówieśnika Tonks, która w moim opowiadaniu jest istotną postacią. Sporo bohaterów z jej rocznika - być może włączywszy MC - może się pojawić tu i ówdzie, by ożywić nieco świat przedstawiony. Podobnie mam zamiar wykorzystać kilka postaci ze skasowanej gry Fantastic Beasts: Cases of the Wizarding World, jeśli zajdzie taka potrzeba.
W Hogwarts Legacy nie grałam i chwilowo nie zamierzam. Nie chcę sobie psuć własnych pomysłów na zakończenie.

Oto jest to, co uważam za kanon - ale na potrzeby mojego opowiadania zamierzam go z rozmysłem podeptać. Jeszcze nie wiem wszystkiego, co Wam opowiem o pomiocie Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, o nim samym, jego otoczeniu i jego wrogach, ponieważ moja Wena jest kapryśną kobietą i nie zawsze chce ze mną współpracować - ale gdy już zaczyna, podsuwa mi takie rzeczy, że nie wiem sama, jak je wszystkie ogarnąć.

Pierwsza część opowiadania ma miejsce równolegle do akcji Zakonu Feniksa, i tu mogę spokojnie przyznać, że przynajmniej do egzaminów końcowych będę podążać tam, gdzie prowadzi mnie Joanne. Z malutkimi zmianami. Być może zostanie wymieniona korespondencja w sprawie, o której Dumbledore dowie się, gdy nie będzie już można nic zrobić. Brytyjskie Biuro Aurorów, a w szczególności pewna metamorfomag, padną ofiarą długoterminowej intrygi zaplanowanej przez wężowy pomiot. Natomiast Syriusz Black, żywy bądź martwy, jeszcze nie zdecydowałam, zostanie perfidnie wykorzystany przez ludzi dybiących na życie jego chrześniaka. A później zmierzę się z konsekwencjami podjętych decyzji - już się na to cieszę.

Moje myślenie o sadze i tym, jak chciałabym, by wyglądała, ukształtowały lata upływające pomiędzy poszczególnymi tomami, oraz te już po publikacji siódmej książki. Czytam mnóstwo teorii, wyszukuję smaczki, oglądam zagranicznych youtuberów i prowadzę dyskusje z innymi fanami. Publikuję w dużych odstępach czasowych, i mam skłonności do poprawiania tego, co wcześniej napisałam, jeśli uznam, że było to idiotyczne. Zawsze staram się Was informować, jeśli taka sytuacja ma miejsce, a nie było ich jak dotąd wiele. Problem w tym, że uwielbiam kanoniczny świat stworzony przez Rowling i chcę go odzwierciedlić jak najwierniej, zmieniając co najwyżej postaci i wydarzenia. Z jednym wyjątkiem - nigdy, przenigdy nie zmienię mojego pomysłu na Durmstrang. To, co wiemy do tej pory, uwzględnię, ale jeżeli jeden z kolejnych filmów o Newcie zabierze nas do północnej szkoły, i kanon będzie przeczył mojej wizji, trudno. Za bardzo jestem do niej przywiązana.

Trzy rzeczy, których w Dziedzictwie Węża na pewno nie napotkacie (choć nie wykluczam złośliwych przytyków bohaterów na temat 'co by było gdyby') to:
- Snily
- Delfi
- chronologicznie wszystko, co miało miejsce po nagłówku 'Dziewiętnaście lat później' - aczkolwiek sama fraza może się pojawić - jest też coś w imieniu Scorpius Hyperion, co może mnie przekonać do użycia go w sprzyjającym momencie, nie oczekujcie jednak zbyt wiele.

To znaczy, że daję sobie wolną rękę w projekcie, który nazwałam roboczo: "Severus 2.0". Będzie to Severus Snape, jakim zawsze chciałam go widzieć w tej historii. Nie obiecuję, że Wam się spodoba, ale ponieważ Joanne uczyniła go zbyt ważną postacią, nie mogę go pominąć. Ale mogę z nim zrobić milion innych rzeczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz